Smogun
1 z 1
Prywatna Szkoła Podstawowa im. Marszałka J. Piłsudzkiego

Opis

Czy zastanawialiście się czasem, dlaczego nasze piękne miasto Kraków ma takie paskudne powietrze? Dlaczego nad tym królewskim grodem tak często wisi gęsta, ciemna chmura toksycznych gazów. Dawniej tłumaczono to emisją pyłów przemysłowych Huty im. Lenina (obecna Sędzimira), czy też nie istniejącej już Huty Aluminium w Skawinie. Powietrze było tak złe, że zachodnie przewodniki  odradzały turystom dłuższy pobyt w naszym mieście niż jedną dobę. A teraz? Ponoć Kraków  ma najgorsze powietrze ze wszystkich miast w Polsce. Co jest tego przyczyną? Czy tylko tzw. niska emisja i wzmożony ruch samochodowy? A może rację mają ci, którzy uparcie twierdzą, że maczał w tym swoje palce, a raczej szpony, słynny Smok Wawelski. Jak głosi znana w całej Polsce opowieść Smok, który  ku utrapieniu wszystkich mieszkańców grodu zagnieździł się pod Wawelem, został potraktowany przez sprytnego szewca owieczką, nafaszerowaną siarką. Ale tylko wtajemniczeni wiedzą, że zanim Smok, usiłując bezskutecznie ugasić pragnienie po owym posiłku rozpadł się na kawałki, zdążył rzucić klątwę na podstępnych Krakusów.

Ale o tym opowiada poniższa historia

Klątwa Wawelskiego Smoka

Nad błękitną Wisłą

Na Wawelskim Wzgórzu

Zamek wyrósł wielki

Miasto u  podnóży

Tutaj wszystkie ważne

Szlaki się krzyżują

Król Krak z małżonką

Zgodnie nam panują

A Kraków to miasto

Najpiękniejsze w świecie

Bogatszego grodu

 nigdzie nie znajdziecie

 

Kupcy zewsząd przybywają

Swe towary zachwalają.

Tak zamorski kupiec woła

A tłum mieszczek dookoła:

                       

Przymierzajcie koroneczki

Pacioreczki, błyskoteczki

Mierzcie o piękne dziewice

Te złocone zausznice!

                       

Czy to panny czy mężatki

Kolorowe lubią szmatki

Każdej z was urody doda

Szatka piękna, suknia nowa.

 

Krakowianko czarnobrewa

Wiatr o twej urodzie śpiewa .

Wszak wiadomo w całym świecie,

że piękniejszych nie znajdziecie

nad te dumne Krakowianki

przystrojone w piękne wianki.

 

A przekupki wykrzykują,

 mieszczki dzielnie się targują:

A na ileż to jajeczka?

Medel za dwa grosze!

Zdała by się  kobiałeczka.

Kupcie, kupcie, bardzo proszę!

 

 Jajeczka, świeże jajeczka!

 Masełeczka osełeczka!

 Kupujcie, ach kupujcie!

 Grosików nie żałujcie!

 

 I niech spróbuje sera

 każda krakowska sknera.

 Ten ser to niebo w gębusi

  Co i świętego skusi.

 

Wszystko by się kupowało,

Byle tylko dutków stało

Bo towaru u nas w bród

Taki to bogaty gród

                       

Nagle w śmiech, gwar i krzyki

Straszne jakieś wdarły się ryki

A cóż o za straszny ryk?

I o pomoc słychać krzyk!

                       

I krakowianie wnet ujrzeli

Małą dziewczynkę całą w bieli

Cóż  to się stało dziecino droga?

 Dlaczego płacze mała nieboga?

           

Czemu się trzęsiesz moja malutka?

Czemu ze strachu drży twoja bródka?

Nie wstydź się mówić moje dziecię,

złe rzeczy dzieją się na świecie.

 

Poszłam nad Wisłę zbierać bławatki,

stokrotki, maki dla mojej matki,

.tam u stóp wzgórza, blisko pieczary.

I nagle patrzę… nie do wiary!

 

W głębi jaskini coś się rusza!

 Zamarła we mnie ze strachu dusza..

Podchodzę bliżej.. cóż to za stwora?

Spojrzały na mnie ślepia krwawe

 

I zobaczyłam w głębi potwora

żywego, a nie żadną zjawę.

I tak ze strachu odrętwiałam,

Że dobrą chwilę bez ruchu stałam

 

Lecz potwór ryknął głosem straszliwym,

Zionął oddechem swym smrodliwym,

Aż się zbudziłam z tej niemocy.

Drapaka dałam, wrzeszcząc: pomocy!

 

Kręcą mieszczanie głową, przecie

Ten dzieciak całkiem od rzeczy plecie!

Coś się dziecinie przywidziało,

Pewnie wyśniła rzecz tę całą

kiedy na łączce, tuż pod skałą

sen słodki zmorzył dziecię

w  biały dzień

 

I pewnie wrona zakrakała

albo ropucha zakumkała

może w kniei zwierz zaryczał

jakiś zły

Słoneczko mocno przygrzewało

To i nagrzało główkę małą

I Stąd wzięły się te wszystkie

straszne sny.

 

Wszak wiedzą wszyscy że smoka niema

Wie o tym prawie cała ziemia

Bo jak świat długi i szeroki

 Już dawno wyginęły smoki.

                       

Że słychać było ryk potwora.?

To pewnie z kniei jakaś stwora,

Na pewno zwierz co szuka strawy

A może krowa co więcej chce trawy?

Przecież nad Wisłą pasą się krówki

 

Już się nie pasą, ! Ach wy półgłówki!

Ja jestem smokiem, strasznym smokiem,

Gdy łypnę wokół kaprawym okiem,

Gdy ogniem buchnę z wielkiego pyska

Mdleją ze strachu biedne ludziska.

                       

 

Gdy groźnie spojrzę wzrokiem krwawym,

Piszczą  ze strachu wszystkie baby!

W grocie pod zamkiem mam mieszkanie

 I obejmuję we władanie

 Cały ten piękny, bogaty gród

 i jego ciemny, tchórzliwy lud !

A teraz dawać na śniadanie

cztery tłuściutkie młode panie!         

                       

A na zamku król powołał

Mędrców wielką radę

Cóż to robić mamy,

Gdy smok wszedł w paradę?

Radzie no radźcie mądre głowy,

bo kłopot mamy nietypowy.  :

 

Głowy radziły noc i dzień cały

Wreszcie wieczorem werdykt wydały:

Nie czas tu na dywagacje

Bo oceniając sytuację -

Polityczną, geograficzną i historyczną

Paranoiczną, metaforyczną, metafizyczną

Wniosek nasuwa się logiczny

Choć może trochę ekscentryczny!

 

Ach mówcie, coście uradzili

Czasu nie mamy, szkoda i chwili!

          

Ze smokiem trzeba koegzystować

Nie drażnić gada i szanować

 Ze smokiem trzeba się obchodzić

No i smokowi trzeba dogodzić

 

 Dla politycznej poprawności

I akceptacji odmienności

Smoka pogłaskać czasem trzeba

Smokowi wręcz przychylić nieba

                       

Czasem ululać, dać cukierka

Czasem ze smokiem pograć w berka

Czasem w czarnego zagrać luda

Ale czy to się aby uda?

                       

Bo smok ma przecież swoje prawa

 Prawo mniejszości ważna sprawa

 Nie trzeba żadnych deklaracji

  A tylko więcej akceptacji.

                       

Czyż nie jest to jest stworzenie boże?

 Choć napaskudzić nieźle może

 Nie wypędzimy smoka z miasta

 Bo smok potęgą jest i basta!!!

 

 Kiedy te słowa usłyszała

Królowa z gniewu aż zawrzała:

I to są wasze mądre rady!?

A poszły won  stąd darmozjady!

 

Więc jak to ? Nic nie robić mamy?

 Niech smok porywa nasze damy?

  Lud już się burzy, już powiada,

  Że król niezguła tylko gada!

Wszak rolą władcy bronić ludu!

             

Czuję jak sprawią mi łubudu!

Król  sytuacją przerażony

O pomoc zwraca się do żony

Radź żonko, słodka ma wybranko

bo rewolucję mam jak w banku!

Co robić żono! Ty rusz głową,

wszak tyś mądrzejszą mą połową!

 

Królowa mądrze odpowiada,

że tylko jedna na to  rada,

żeby się  pozbyć wstrętnego gada:

Trzeba królewską obiecać córę

Temu co z bestii zedrze skórę.

 

Król Krak na owe twarde słowa

Płaczem zanosi się od nowa:

Co, córuchnę mą jedyną

Najpiękniejszą w świecie

Za marnego  rycerzyka

Wydać mi każecie?!

 

Wszak Wandzia moja jedyna

dziewczyna jak malina,

 to skarb nasz narodowy

panowie czapki z głowy!

 

Bo Wanda jest prześliczna

Słowianka romantyczna,

liryczna i ekscentryczna

choć czasem niepraktyczna

 

Tatku złoty, Matuś słodka,

Rzecze Wanda w te słowa

Już córuchna wasza wiotka

Za mąż wyjść gotowa

Za dzielnego księcia

z zachodniego kraju

Gdy zwycięży smoka

Będziem żyć jak w raj

 

Dorzuć mężu z  pół królestwa!

Nie można się drożyć.

Gdy się niema własnej armii

nie ma co  się srożyć.

                       

Skoro tak mówisz mądra ma żono,

muszę podążać za twoja radą.

Poświęcę córkę i pół królestwa

By gród ocalić przed zagładą

                      

Ja król Krak Wielki władca tej ziemi

ogłaszam między poddanemi,

że kto pokona smoka złego

córa królewska będzie jego!

 

A to nie wszystko dzielni rycerze,

bo  śmiałek ów w posagu zbierze

aż pół królestwa i koronę,

kiedy królewnę pojmie za żonę.

                       

Ciągną rycerstwa hufce zbrojne

 Idą ze smokiem stoczyć wojnę

 Wiedzie rycerzy na pole chwały       

 Książe niezłomny, Donald wspaniały

To Europa na pomoc bieży

                        To Europa śle swych rycerzy

                        To Europa zgniecie nam gada

                        Czuj duch! Do boju! Mucha nie siada

                                   

Donald zaś klęka przed Królewną

Mowę układa doń wylewną:

Piękna Królewno błękitnooka

 Dzisiaj zabiję dla ciebie smoka

 Nim księżyc wzejdzie, gwiazdy zapłoną

 Ty Wando będziesz  moją żoną

                                  

                        Lecz oto Smok wypełzł z pieczary

                        Oczy przeciera, nie do wiary!

                        Oh, cóż ja widzę? Wszak rycerzyki

                        poubierały się w  pancerzyki!

                         I chcą, o ludzka naiwności!

                         Smokowi porachować kości.

 

Waszych przechwałek ja się nie boję,

Na nic się zdadzą wasze zbroje

Na nic rycerzy zbrojne wasze

W zbroi, ja migiem was usmażę.

 

No jazda mi stąd skorupiaki

Bo zaraz wam przypiekę flaki!

A jak już ogniem buchnę sobie

To z waści gulasz w puszce zrobię

 

Ach nic tu po nas, nie damy rady

Nie poradzimy na smocze jady                                                                                           

Uff, jak gorąco, piekło na ziemi

Jesteśmy prawie upieczeni                                                                                                   

Żegnaj królewno, żegnajcie damy

że nic tu po nas, więc się zmywamy!

                       

Co teraz zrobić mamy niebogi?

Kto nas przed smokiem obroni srogim?

Znikąd nadziei znikąd ratunku

                        Głowa mi puchnie od frasunku!

                        Królowa płacze nieszczęśliwa

                        Lecz na to Błazen się odzywa:

                        Łaskawa Pani, sami wiecie

                        Bywało gorzej na tym świecie.

                        Choć Europa nas tak zawiodła

                        Nie damy się wysadzić z siodła.       

                         Sami musimy się ratować

                        Więc trzeba coś wykombinować.

 

                         Lecz co tu robić? Radź  Błaźnie złoty

                         Szewczyk Dratewka na kłopoty!

                         Szkoły ukończyć żadnej nie zdołał

                         Lecz łeb u niego jak stodoła.

                         Każ go, o Pani, przyprowadzić

                        On już powinien coś zaradzić.

                                  

                         Przybywa szewczyk, kłania się nisko

                         Zwykły czeladnik, żadne panisko

                         Chodź  w szkole miewał kiepskie stopnie

                         To odpowiada bardzo roztropnie:

 

                          Szlachetne panie, możni panowie

                          Pomysł narodził się w mej głowie.

                          Już wiem, jak pozbyć się tej bestii,

                          Lecz wpierw ustalmy kilka kwestii.

                                   

  Mów człecze o co się rozchodzi

  Król cię sowicie wynagrodzi

  Dostaniesz skrzynię pełną złota

  A i klejnotów nie poskąpi

 Da, na co przyjdzie ci ochota

                                  

 

                          Nie chcę klejnotów, na nic mi złoto

                          Rozchodzi mi się tylko o to,

                          Że król obiecał przed narodem

                          Swą córkę Wandę dać w nagrodę,

 

Wydać Królewnę za rycerza,

Co gród uwolni od złego zwierza.

Spojrzeć nie śmiałem dawniej w jej stronę

Lecz teraz  chcę  ją mieć za żonę.

                                  

A na to Wanda oburzona:

Królewska córa – szewca żona?1                 

 Pan jesteś prostak, cham i basta

Ja wykształcona zaś niewiasta.

                                  

Czy to wypada by królowa

Zwała się pani Dratewkowa

Czy to wypada mili moi

Choć się Dratewka dwoi, troi

 

Król nie chce mieć takiego zięcia

Wydać królewnę chce za księcia.

Lecz książę prysnął na kraj świata

A został szewc co buty łata

 

                        Piękna księżniczko, me kochanie

                        Chcesz skończyć jako smocze danie?

                        Jak nie, to lepiej  nie wybrzydzaj

                        Czasem kozaczek lepszy od rydza.

 

                        Choć nie wypada by królowa

Zwała się pani Dratewkowa

Lecz lepiej podjąć to wyzwanie

Niż skończyć jako smocze danie                  

 

A teraz żegnam miłe panie

Muszę wykonać swe zadanie.

Oto przed wami skóra barana

Zgadnijcie proszę czym jest wypchana?

                                  

                        Czyż ta owieczka nie jest jak żywa?

                        Lecz w środku siarka jest prawdziwa

                        W sam raz dla smoka na śniadanie

                        To z piekła rodem smocze danie.

                                  

                        Wyszedł Smok z pieczary z rana

                        I powiada: Proszę Pana

                         Rzecz to całkiem niesłychana

                         Baranina już od rana!

                                  

Baran wcale mnie nie kręci

Na barana nie mam chęci.

Prawdę mówiąc, na przekąskę

Zjadłbym jakąś młodą gąskę

                                  

Ale kiszki marsza grają

Kiepsko jeść smokowi dają

Na bezrybiu i rak ryba

Więc owieczkę schrupię chyba

 

                                  

Pić! Ratunku! Dajcie wody

Z rzeki Wisły, dla ochłody!

Baran ten był z piekła rodem!

On katuszy mych powodem.

 

A więc to tak, zdradzieckie plemię!

Niebo nad waszym grodem zamienię

W szarą mgławicę, po wieczne czasy

Popamiętacie smoka smutasy!

 

To wam Krakusy obiecuję:

Że ja oddechem swym zatruję,

Powietrze, którym oddychacie.

Po wieczne czasy nie zdołacie

Poradzić sobie z nowym wrogiem,

Już nie ze smokiem, ale ze  smogiem.

I nie podoła nawet szogun,

Smokowi, który zwie się Smogun.

 

 

                                    Radość gawiedzi długo trwała,

                                   Że smoka sprytem pokonała

                                   Szewc bohaterem narodowym,

                                   Pogromcą smoka, czapki z głowy!

                                  

Lecz radość ta przedwczesną była

Bo smocza klątwa się spełniła

Wisi nad miastem chmura gęsta

Trujących gazów- smocza zemsta

 

Choć smoka gawiedź pokonała

Lecz jego klątwa nadal działa.

Czy Smok już miastu  nie zagraża,

Gdy swym oddechem wciąż poraża?

Bo smok jest nadal naszym wrogiem

Chociaż nie smokiem zwie się,  lecz smogiem.      

 

Choć się zakończył żywot smoczy

To trzeba spojrzeć prawdzie w oczy

O wolność czasem walczyć trzeba

Nie zawsze szewc nam spadnie z nieba

Który pokona smoka złego

Bo przecież szewc jest nie od tego.

 

A gdy zawiodą sojusznicy

Rąk nie załamuj po próżnicy

Niech prawda dotrze ta do ciebie

 Gdy umiesz liczyć, licz na siebie